Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Za pamięci Heata było ich trzech. Pierwszy — porywczy, czerwonolicy człowiek o białych brwiach, żołnierskim obejściu i wybuchowym temperamencie — dawał się prowadzić na jedwabnej nitce. Opuścił wydział, przekroczywszy granicę wieku. Drugi, skończony gentleman, znał najdokładniej i swoje, i cudze miejsce, a gdy wziął dymisję aby objąć wyższe stanowisko poza granicami kraju, dostał order — w gruncie rzeczy za zasługi komisarza Heata. Praca z nim była zaszczytem i przyjemnością. Trzeci od samego początku nie cieszył się sympatią wydziału, a po upływie osiemnastu miesięcy ten stan rzeczy trwał w dalszym ciągu. Komisarz Heat, mimo dziwactw swego zwierzchnika, uważał go właściwie za nieszkodliwego.
Nadinspektor mówił, a Heat słuchał z wszelkimi pozorami szacunku (taki szacunek niczego nie dowodzi, ponieważ jest obowiązujący), w gruncie rzeczy zaś z dobrotliwą wyrozumiałością.
— Czy Michaelis zameldował że opuszcza Londyn i udaje się na wieś?
— Tak, panie nadinspektorze. Zameldował.
— Co też on tam robi? — ciągnął nadinspektor, który był najdokładniej o tym powiadomiony.
Michaelis siedział w starym drewnianym fotelu, wciśnięty weń niewygodnie, przed dębowym stołem stoczonym przez robaki, na pierwszym piętrze czteropokojowej willi pokrytej omszałą dachówką — i pisał dzień i noc drżącym, pochyłym pismem ową „Autobiografię więźnia“, która miała się stać księgą objawienia w dziejach ludzkości. Warunki jego pracy — ograniczona przestrzeń, odosobnienie i samotność w małej czteropokojowej willi — sprzyjały jego natchnieniu. Była to jakby cela więzienna, z tą tylko różnicą, że nikt mu nie przeszkadzał w ohydnym