Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

zamiarze wyciągnięcia go na spacer, zgodnie z tyrańskimi przepisami jego dawnego mieszkania, to jest więzienia. Nie zdawał sobie sprawy, czy słońce jeszcze świeci nad ziemią, czy też nie świeci. Pot wyciśnięty literackim trudem spływał mu z czoła. Nagliła go rozkoszna gorliwość. Było to dlań wyzwolenie wewnętrznego życia, wylot duszy w szeroki świat. A gorliwość niewinnej jego próżności (obudzonej przez wydawcę, który ofiarował pięćset funtów za druk pamiętników) wydawała się czymś świętym.
— Ścisłe informacje w tym względzie byłyby oczywiście jak najbardziej pożądane — nalegał chytrze nadinspektor.
Heat, czując nowy przypływ irytacji wobec tej ostentacyjnej skrupulatności, powiedział, że miejscowa policja hrabstwa została natychmiast powiadomiona o przyjeździe Michaelisa i że dokładny raport można mieć w przeciągu paru godzin. Zatelegrafuje się do tamtejszego komisarza...
Mówił dość wolno i zdawał się rozmyślać nad skutkami takiego telegramu. Świadczyła o tym lekka zmarszczka na czole. Przerwało mu pytanie:
— Wysłał pan już ten telegram?
— Nie, panie nadinspektorze — odrzekł jakby ze zdziwieniem.
Nadinspektor rozkrzyżował nagle nogi. Szybkość tego ruchu była w sprzeczności z niedbałym tonem, jakim zapytał:
— Czy pan sądzi, że Michaelis miał coś do czynienia na przykład z przygotowaniem tej bomby?
Komisarz zaczął się niby to namyślać.
— Tego bym nie powiedział. I po co mamy wypowiadać teraz jakieś przypuszczenia. Michaelis zadaje się z ludźmi, którzy są uznani za niebezpiecz-