Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc co do tej bomby... Nie, tego bym nie powiedział. Może się to nigdy nie wyjaśni. Ale najwidoczniej Michaelis jest związany z tą sprawą w jakiś sposób, który możemy wykryć bez wielkich zachodów.
Na jego twarzy malowała się ta pełna powagi, przygniatająca obojętność, znana kiedyś dobrze wybitniejszym złodziejom, którzy się jej bardzo lękali. Komisarz Heat, choć był tak zwanym człowiekiem, nie umiał się uśmiechać. Lecz był zadowolony z biernej i uważnej postawy nadinspektora, który mruknął łagodnie:
— Więc pan myśli naprawdę, że trzeba skierować śledztwo w tę stronę?
— Naprawdę, panie nadinspektorze.
— Jest pan o tym przekonany?
— Tak, panie nadinspektorze. To jest kierunek, który musimy obrać.
Nadinspektor cofnął tak nagle dłoń, na której wspierała się jego przechylona głowa, że zważywszy na znużoną jego postawę, mogło to grozić osunięciem się całego ciała. Lecz stało się wprost przeciwnie: wyprostował się w fotelu żwawo i czujnie, a ręka jego opadła na biurko z głośnym stukiem.
— Chciałbym wiedzieć, dlaczego dopiero teraz przyszło to panu do głowy?
— Dopiero teraz przyszło mi do głowy? — powtórzył komisarz bardzo wolno.
— Tak. Dopiero w chwili kiedy pan został wezwany do tego pokoju — o czym pan dobrze wie.
Komisarz doznał wrażenia, że powietrze między jego ubraniem a skórą rozgrzało się w przykry sposób. Było to uczucie niebywałe i niewiarogodne.