Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

członków cesarskiej rodziny i kanclerza. Poszedłem zaraz na górę. Zastałem barona w stanie okropnego zdenerwowania; chodził po sypialni tam i z powrotem ze splecionymi kurczowo rękami. Zapewnił mię o swym zaufaniu do naszej policji i do moich zdolności, a potem powiedział, że ma u siebie człowieka, który dopiero co przyjechał z Paryża i którego informacjom można wierzyć bezwzględnie. Chciał, żebym wysłuchał co ten człowiek ma do powiedzenia. Zaprowadził mię natychmiast do sąsiedniej ubieralni, gdzie zastałem barczystego człowieka w grubym palcie; siedział na krześle, trzymając w jednej ręce kapelusz i laskę. Baron powiedział do niego po francusku: „Może pan wszystko mówić“. Pokój był oświetlony dość licho. Rozmawiałem z tym człowiekiem może jakich pięć minut. Udzielił mi rzeczywiście wiadomości bardzo zastraszających. Potem baron, wciąż niespokojny, wziął mię na bok i zaczął go przede mną wychwalać, a kiedy się znów odwróciłem, nie było już tego człowieka, znikł jak kamfora. Widać wstał i wymknął się jakimś tylnym wyjściem. Nie było czasu biec za nim, bo musiałem zejść prędko za ambasadorem frontowymi schodami i dopilnować, aby całe towarzystwo wyruszyło bezpiecznie do opery. Ale tej samej nocy zastosowałem się do otrzymanych wiadomości. Trudno powiedzieć czy były prawdziwe, lecz wyglądały dość wiarogodnie. Bardzo być może, że oszczędziły nam grubych nieprzyjemności w dniu cesarskich odwiedzin w City.
— W jakiś czas później, mniej więcej w miesiąc po mej nominacji na komisarza, zwrócił moją uwagę wysoki, tęgi mężczyzna, który wydał mi się znajomy; wychodził śpiesznie ze sklepu złotnika na Strandzie. Poszedłem za nim, bo mi to było po drodze na Cha-