— No a tamten drugi człowiek, który jakoby uciekł z parku?
— Chyba jest już teraz daleko — oświadczył Heat.
Nadinspektor popatrzył na niego bacznie i raptem wstał, jakby powziąwszy jakiś plan działania. Naprawdę zaś w tej samej chwili uległ rozkosznej pokusie. Heat usłyszał, że szef pozwala mu odejść i wydaje polecenie, aby stawił się nazajutrz wczesnym rankiem dla dalszej narady nad sprawą. Przyjął to do wiadomości z twarzą nieprzeniknioną i opuścił pokój miarowym krokiem.
Jakimkolwiek był plan nadinspektora, nie miał nic wspólnego z ową biurową pracą, która zatruwała mu życie przez zamknięcie go w czterech ścianach i przez swą pozorną nierealność. Ów plan nie mógł mieć nic wspólnego z pracą w biurze, bo inaczej skądby się wzięła żwawość, która ogarnęła nadinspektora. Natychmiast po wyjściu Heata rozejrzał się żywo za kapeluszem i włożył go na głowę. Potem usiadł z powrotem, aby rzecz całą przemyślić. Ale ponieważ już przedtem się zdecydował, namysł jego trwał krótko. Heat był jeszcze daleko od swego domu, gdy nadinspektor opuścił gmach policyjny.
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.