Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnej negacji i zbyt mało poczucia prawa, aby popełniać bezprawie. Po trzecie, istnienie tych szpiegów wśród grup rewolucyjnych — którym udzielamy przytułku, ściągając na siebie zarzuty — wyklucza wszelką pewność. Niedawno odebrał pan raport uspokajający od komisarza Heata. Ów raport nie był wcale bezpodstawny — a jednak wiadomy epizod się zdarzył. Nazywam go epizodem, bo ta sprawa — pozwalam sobie twierdzić — jest epizodyczna; nie stanowi części żadnego ogólnego planu, choćby i najszaleńszego. Właśnie te szczególne jej cechy, które zaskakują i zbijają z tropu komisarza Heata, ustalają w mych oczach jej charakter. Wystrzegam się szczegółów, sir Ethelredzie.
Dygnitarz, stojący wciąż na dywanie przed kominkiem, słuchał z głęboką uwagą.
— Otóż to właśnie. Niech pan streszcza się możliwie najbardziej.
Nadinspektor zaznaczył gestem pełnym powagi i szacunku, że usiłuje być możliwie zwięzły.
— W przeprowadzeniu tego zamachu tkwi szczególna głupota i niedołęstwo — stąd mam jak najlepsze nadzieje, że ją zgłębię i znajdę w niej coś innego niż indywidualny wybryk fanatyzmu. Jest to z całą pewnością rzecz uknuta. Tak to wygląda, jakby sprawcę zamachu dostawiono na miejsce, a potem porzucono śpiesznie, zostawiając go własnej przemyślności. Stąd wniosek, iż został sprowadzony z zagranicy dla popełnienia tego zamachu. Przy tym albo musimy przypuścić, że znał za mało angielski, aby pytać o drogę, albo też przyjmiemy fantastyczne założenie, że był głuchoniemy. Chciałbym teraz wiedzieć... lecz moja ciekawość jest bezcelowa. Oczywiście wyleciał w powietrze przypadkiem. Nie