Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc wyraziłby się o panu w ten sposób — mruknął sir Ethelred z dumnie wzniesioną głową.
— Obawiam się że tak — i to z oburzeniem i wstrętem, o których ani pan ani ja nie mamy wyobrażenia. Urzędnikiem jest świetnym. Nie trzeba wystawiać jego lojalności na zbyt ciężką próbę. To jest zawsze błędem. Poza tym chcę mieć zupełną swobodę — taką, jakiej nie uważałbym może za wskazane udzielić komisarzowi Heatowi. Nie mam najmniejszego zamiaru oszczędzać tego Verloca. Wyobrażam sobie, że zaskoczy go bardzo tak prędkie wykrycie jego związku z tą sprawą, bez względu na to jaki jest ów związek. Nie będzie trudno go zastraszyć. Ale prawdziwy nasz cel leży gdzieś poza tym człowiekiem. Chciałbym, aby mię pan upoważnił do obiecania mu takich warunków bezpieczeństwa, jakie uznam za stosowne.
— Zgoda — rzekł dostojnik, stojąc wciąż na dywanie przed kominkiem. — Niech pan wyśledzi co tylko się da; niech pan użyje do tego własnych sposobów.
— Muszę zabrać się do roboty natychmiast, jeszcze dziś wieczór — rzekł nadinspektor.
Sir Ethelred wsunął rękę pod poły surduta i odchyliwszy głowę, przypatrywał się spokojnie nadinspektorowi.
— Posiedzenie przeciągnie się późno w noc — powiedział. — Proszę, aby pan przyszedł do parlamentu donieść mi o swych odkryciach, jeśli się jeszcze nie rozejdziemy. Zawiadomię Toodlesa żeby na pana czekał. Zaprowadzi pana do mego pokoju.
Liczni krewni oraz przyjaciele sekretarza o młodzieńczym wyglądzie żywili dlań nadzieję poważnej, wspaniałej przyszłości — a tymczasem sfera towarzy-