Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale co przede wszystkim skierowało pana na tę drogę?
— Zawsze byłem zdania... — zaczął nadinspektor.
— No tak, naturalnie że pan był zdania... To się samo przez się rozumie. Ale pytam o powód bezpośredni.
— Jakże mam to określić? Antagonizm nowego człowieka w stosunku do starych metod. Chęć dowiedzenia się czegoś z pierwszej ręki. Trochę niecierpliwości. Pracuję wciąż w tym samym zakresie, tylko że uprząż jest inna. Uwierała mnie trochę w paru czułych miejscach.
— Mam nadzieję, że się panu powiedzie — rzekł łaskawie wielki człowiek, wyciągając rękę miękką w dotknięciu lecz szeroką i potężną, jak dłoń monumentalnego farmera. Nadinspektor uścisnął ją i wyszedł.
W sąsiednim pokoju Toodles, który czekał siedząc na brzegu stołu, podszedł do nadinspektora, miarkując wrodzoną sobie wesołość.
— No jakże? Zadowolony pan? — zapytał żywo z powagą.
— Najzupełniej. Winienem panu wieczną wdzięczność — odrzekł nadinspektor; jego długie oblicze wyglądało jak wyciosane z drzewa, w przeciwieństwie do niby to poważnej twarzy sekretarza, gotowej lada chwila rozpłynąć się w uśmiechu i chichocie.
— To świetnie. Ale mówię panu, nie może pan sobie wyobrazić, jaki on jest rozdrażniony z powodu tych ataków na jego prawo o unarodowieniu rybołówstwa. Nazywają to początkiem rewolucji socjal-