— Czy komisarz Heat już poszedł?
— Tak jest, panie nadinspektorze. Temu pół godziny.
Nadinspektor skinął głową.
— Dobrze.
Siedząc nieruchomo w kapeluszu zsuniętym z czoła, pomyślał że to wygląda zupełnie na bezczelność Heata, żeby jakby nigdy nic zabrać z sobą jedyny dowód rzeczowy. Ale pomyślał to bez niechęci. Dawni, cenieni słudzy pozwalają sobie na takie rzeczy. Lepiej było istotnie aby się nie poniewierał ów kawałek palta z przyszytym adresem. Porzuciwszy myśli o tym dowodzie nieufności ze strony komisarza Heata, napisał i wysłał parę słów do żony, polecając jej aby usprawiedliwiła jego nieobecność przed opiekunką Michaelisa, u której mieli być na obiedzie tego wieczoru.
W zasłoniętej kotarą alkowie zawierającej umywalnię, rząd drewnianych kołków i półkę, nadinspektor przebrał się w marynarkę i włożył płaski kapelusz, który podkreślił w sposób uderzający długość jego poważnej, brunatnej twarzy. W pełnym świetle pokoju wyglądał jak chłodny, rozważny Don Kichot o ruchach bardzo powolnych i o zapadłych oczach płonących posępnym zapałem. Szybki i dyskretny jak cień, opuścił przybytek swej codziennej pracy. Wyszedł na ulicę podobną do zamulonego akwarium, z którego wyciekła woda. Ogarnęła go mroczna, ponura wilgoć. Ściany domów były mokre, błoto na jezdni błyszczało rzekłbyś fosforycznie, a gdy się wynurzył na Strand z wąskiej uliczki obok Charing Cross Station, atmosfera dzielnicy wchłonęła go zupełnie. Można było pomyśleć, że nadinspektor jest jednym z owych podejrzanych cudzoziemców, których
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.