Wytrwała natarczywość matki pani Verloc osiągnęła wreszcie swój cel; staruszka zdołała przezwyciężyć uprzejmy chłód kilku kupców (niegdyś przyjaciół jej świętej pamięci pechowego małżonka) i zapewniła sobie miejsce w przytułku dla podupadłych wdów stanu kupieckiego — przytułku ufundowanym przez bogatego oberżystę.
Staruszka dążyła ze stanowczością do celu, który powzięła skrycie i przebiegle, nękana serdecznym niepokojem. W tym właśnie czasie córka jej nie mogła się powstrzymać od uwagi wypowiedzianej do pana Verloca:
— Przez ostatni tydzień matka prawie co dzień wydawała na dorożki to pół korony, to pięć szylingów.
Ale słowa te nie tchnęły niechęcią. Winnie odnosiła się z szacunkiem do słabych stron matki. Zdziwiła ją tylko ta nagła mania lokomocji. Pan Verloc, na swój sposób dość hojny, zbył słowa Winnie niecierpliwym mruknięciem, bo przeszkodziły mu