mywacza, obdarzonym najwyższymi zdolnościami i cudotwórczą przenikliwością. O szufladzie nie było co i myśleć. Każdy złodziej zajrzy tam przede wszystkim. Pani Verloc rozpięła śpiesznie parę haftek i wsunęła portfel za stanik. Rozporządziwszy w ten sposób kapitałem męża, usłyszała z pewnym zadowoleniem grzechot dzwonka oznajmiającego o czyimś przybyciu. Poszła za ladę, przybierając niewzruszony wyraz twarzy i kamienne spojrzenie, którym zwykle witała klientów.
Mężczyzna stojący w środku sklepu rozglądał się szybko chłodnym, badawczym wzrokiem. Przebiegł spojrzeniem po ścianach, ogarnął nim sufit, podłogę — a wszystko to w mgnieniu oka. Końce długich, jasnych wąsów opadały mu poniżej szczęk. Uśmiechnął się jak dawny choć daleki znajomy i pani Verloc uprzytomniła sobie, że go już widywała. To nie był klient. Jej wzrok „od klientów“ zmiękł i nabrał zwykłej obojętności; stała naprzeciw gościa, oddzielona od niego ladą.
Podszedł bliżej z pewną poufałością, której jednak nazbyt nie uwydatniał.
— Czy mąż pani jest w domu? — zapytał swobodnie.
— Nie. Wyszedł.
— Bardzo mi przykro. Wstąpiłem aby zasięgnać od niego pewnej poufnej informacji.
Była to ścisła prawda. Komisarz Heat wrócił do domu i nawet miał już zamiar włożyć pantofle, ponieważ — jak stwierdził przed samym sobą — usunięto go właściwie poza obręb tej sprawy. Pozwolił sobie na kilka wzgardliwych i gniewnych myśli, uznał jednak tego rodzaju zajęcie za tak nieprzyjemne, że postanowił szukać wytchnienia poza domem. Nic
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.