Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

wyjawił mi wszystko bez wyjątku. Okazało się, że po prostu stracił głowę, zastraszony niesłychaną sceną, której ani pan ani ja nie wzięlibyśmy na serio; na nim zrobiła jednak wielkie wrażenie.
Nadinspektor wyłożył zwięźle wielkiemu człowiekowi — który siedział bez ruchu i osłaniał dłonią oczy zażywające wypoczynku — jak pan Verloc ocenił postępowanie i charakter pana Władimira. Zdawało się, że nadinspektor nie odmawia tej ocenie pewnej słuszności. Lecz wielka osobistość wypowiedziała uwagę:
— To wszystko wygląda mi bardzo fantastycznie.
— Prawda? Niby jakiś okrutny żart. Ale nasz Verloc wziął to zdaje się na serio. Poczuł się zagrożony. Przedtem, jak pan wie, porozumiewał się bezpośrednio z samym Stott-Wartenheimem i nabrał przekonania, że usługi jego, Verloca, są niezbędne. Otrzeźwiono go w sposób niezmiernie brutalny. Najwidoczniej stracił głowę. Rozgniewał się i przestraszył. Według mego przekonania wyobraził sobie, że ci ludzie z ambasady mogą go nie tylko wyrzucić, ale i wydać w taki lub inny sposób...
— Jak długo pan z nim rozmawiał? — rozległ się nagle zza ręki głos wielkiego dygnitarza.
— Jakieś czterdzieści minut, sir Ethelredzie, w mocno podejrzanym Hotelu Kontynentalnym; siedzieliśmy zamknięci w numerze, który wziąłem na noc. Okazało się, że Verloc jest pod wpływem reakcji następującej po zbrodniczym wysiłku. Nie można nazwać tego człowieka zatwardziałym przestępcą. Najwidoczniej nie przewidywał śmierci owego nieszczęsnego chłopca — swojego szwagra. Jego śmierć zrobiła na Verlocu wstrząsające wrażenie —