Pan Władimir zadał sobie pytanie, do czego zmierza ten przeklęty, natrętny policjant. Jako potomek pokoleń, które były ofiarą narzędzi służących samowładczej potędze, bał się policji rasowo i narodowo, a poza tym bał się jej indywidualnie. Była to słabość dziedziczna, zupełnie niezależna od jego rozsądku, czy rozumu, czy doświadczenia. Takim już się urodził. A uczucie to, przypominające irracjonalny wstręt jaki niektórzy mają do kotów, bynajmniej się nie sprzeciwiało niezmiernej pogardzie, którą pan Władimir żywił dla policji angielskiej. Skończył zdanie skierowane do pani domu i obrócił się trochę na krześle.
— Pan chce zapewne powiedzieć, że my mamy duże doświadczenie, jeśli chodzi o tych ludzi. Tak jest istotnie; cierpimy wiele od ich działalności, podczas gdy państwo tutaj — pan Władimir zawahał się chwilę, uśmiechnięty i jakby zakłopotany — podczas gdy państwo cierpicie z zadowoleniem obecność ich między sobą — zakończył, ukazując dołki w świeżo wygolonych policzkach. Potem dodał poważniej: — Powiedziałbym nawet, że cierpimy przez nich tyle właśnie dlatego, że państwo cierpicie ich między sobą.
Gdy pan Władimir przestał mówić, nadinspektor spuścił oczy i rozmowa się urwała. Prawie bezpośrednio potem pan Władimir pożegnał się z gospodynią. Skoro się tylko odwrócił od szezlongu, nadinspektor wstał również.
— Myślałam że pan zostanie z nami i zabierze Annie do domu — rzekła opiekunka Michaelisa.
— Przypomniałem sobie, że muszę dziś jeszcze trochę popracować.
— W związku z...?
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.