nieprzyzwoity. A przy tym niebezpieczny dla nas, Anglików.
Pan Władimir przystanął znów na chwilę.
— Co pan chce przez to powiedzieć?
— Śledztwo wytoczone przeciwko Verlocowi wykaże publiczności niebezpieczeństwo i nieprzyzwoitość praktyk tego rodzaju.
— Nikt nie uwierzy temu, co taki człowiek będzie opowiadał — rzekł pogardliwie pan Władimir.
— Obfitość i dokładność szczegółów przekonają szeroką publiczność — odpowiedział łagodnie nadinspektor.
— Więc naprawdę zamierza pan to uczynić?
— Schwytaliśmy człowieka; nie mamy żadnego wyboru.
— To będzie tylko żer dla łotrowskiej hipokryzji rewolucjonistów — zapewnił pan Władimir. — Po co robić taki skandal? Chodzi panu o moralność, czy jak tam?
Niepokój pana Władimira był oczywisty. Nadinspektor upewnił się dzięki temu, że musi być trochę prawdy w zeznaniach Verloca i rzekł obojętnie:
— W tej sprawie obchodzi nas także i strona praktyczna. Mamy naprawdę już dosyć roboty z pilnowaniem prawdziwych anarchistów. Nie może pan nam zarzucić braku sprawności. Ale pod żadnym pretekstem nie pozwolimy na to, aby nam dokuczali prowokatorzy.
Ton pana Władimira stał się wyniosły.
— Jeśli chodzi o mnie, nie podzielam pana zapatrywań. Są bardzo egoistyczne. O uczuciach, jakie żywię dla swego kraju, wątpić nie można; a jednak czułem zawsze, że poza patriotyzmem winniśmy być
Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.