Po wyjściu komisarza Heata pan Verloc krążył po saloniku. Przez otwarte drzwi spoglądał na żonę od czasu do czasu.
— Wie już o wszystkim — myślał z ulgą, pełen współczucia dla jej smutku. Dusza pana Verloca, której może zbywało na wielkości, była zdolna do tkliwych uczuć. Robiło mu się zimno i gorąco na myśl, że musi zawiadomić żonę o tym co zaszło. Tymczasem komisarz Heat uwolnił go od tego zadania. Było to do pewnego stopnia pomyślne. Teraz pozostało mu już tylko być świadkiem jej bólu.
Pan Verloc nie spodziewał się wcale że jego żona będzie musiała cierpieć z powodu śmierci, katastrofy na którą nie poradzą ani wymowne argumenty, ani wyszukane rozumowanie. Nie leżało w jego zamiarach, aby Stevie zginął śmiercią tak gwałtowną. Nie leżało w jego zamiarach, aby Stevie w ogóle zginął. Stevie po śmierci sprawiał znacznie więcej kłopotu niż za życia. Pan Verloc przewidywał po-