Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wnictwa, porozmieszczane na przeciągniętych sznurkach, jakby dla wysuszenia; ciemno-niebieska porcelanowa czarka, skrzyneczka z czarnego drzewa, buteleczki atramentu do znaczenia i gumowe stemple; parę książek o tytułach, nasuwających podejrzenie pornografii; kilka numerów starych, zagadkowych dzienników, licho drukowanych z niepokojącymi tytułami jak.Pochodnia” lub „Dzwon” — a dwa palniki gazowe, oświetlające wystawę, były zawsze przykręcone, czy to ze względów oszczędności, czy to ze względu na klijentów.
Klijenci byli albo bardzo młodzi chłopcy, którzy wystawali długo przed oknem, zanim zdecydowali się wsunąć do wnętrza; albo też ludzie średniego wieku, o powierzchowności, świadczącej, że nie obfitują w pieniądze. Niektórzy mieli kołnierze paltotów podniesione do samych wąsów, ślady błota na dolnem ubraniu, zniszczonem i lichego gatunku. A nogi, okryte tem ubraniem, cienkie i nikłe. Z rękoma zanurzonemi w kieszenie, wsuwali się bokiem do sklepu, unikając poruszenia dzwonka, wiszącego na drzwiach.
Ale ten dzwonek, zawieszony nad drzwiami, na wygiętym stalowym drucie, niełatwo było oszukać. Był wprawdzie nieuleczalnie pęknięty; lecz za najmniejszem potrąceniem, zaczynał klekotać z bezczelnym hałasem.
Klekotał — a na ten odgłos, przez szklane drzwi za lichym kontuarem, z pokoju za sklepem, wchodził pośpiesznie pan Verlok. Spojrzenie miał ociężałe; minę taką, jakby cały dzień wylegiwał się ubrany, na nieposłanem łóżku. Możnaby przypuścić,