Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że to źle do niego usposabiało. W drobnym handlu dużo zależy od uprzejmości i miłego wyglądu sprzedającego. Ale pan Verlok znał dobrze swój proceder i nie troszczył się bynajmniej o estetyczną stronę swej powierzchowności. Spokojnie, patrząc zuchwale ociężałemi oczyma, w których głębi czaiła się jakaś zagadkowa groźba, podawał rozmaite przedmioty, najwyraźniej, najbezczelniej niewarte ceny, jakiej za nie żądał: małe tekturowe pudełeczko, na pozór nic wewnątrz nie zawierające, lub paczkę żółtych, lichych kopert, albo przybrudzony tom w papierowej okładce, z obiecującym tytułem. Niekiedy zdarzało się, że któraś z wyblakłych, pożółkłych tancerek znajdowała amatora — nabywcę, jakgdyby była istotą żywą i świeżą.
Czasem, na odgłos pękniętego dzwonka, zjawiała się pani Winifreda Verlokowa, młoda kobieta, o pełnych kształtach w opiętym staniku, o biodrach rozłożystych. Uczesana była zawsze bardzo starannie. Z miną bezdennej obojętności patrząc nieruchomemi oczyma, stawała za szańcem kontuaru. W takim wypadku klijent, jeżeli bardzo młody — zdradzał pomieszanie na widok kobiety i z wściekłością w sercu żądał naprzykład buteleczki atramentu, którą, wyszedłszy na ulicę, rzucał ukradkiem do rynsztoka.
Wieczorni goście — ludzie z popodnoszonymi kołnierzami, w miękkich kapeluszach, z brzegami opuszczonymi na same oczy, pozdrawiali panią Verlokową poufałem skinieniem głowy i, mruknąwszy niewyraźne słowo powitania, podnosili klapę kontuaru i przechodzili do pokoju za sklepem, zkąd