Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

obszerny, o trzech oknach: przed wielkim, mahoniowym stołem, siedział w obszernym fotelu młody człowiek, który rzekł po francusku, do wychodzącego z pliką papierów tajnego doradcy.
— Masz zupełną słuszność, mój drogi. To bydlę jest bardzo otyłe.
Pan Włodzimierz, pierwszy sekretarz ambasady, w salonach znany był jako miły i zajmujący człowiek. Był ulubieńcem towarzystwa. Słynął z dowcipu, a gdy siedział pochylony na krześle, z lewą ręką wzniesioną w górę i opowiadał najśmieszniejsze sceny, jakby je pokazywał wielkim, a wskazującym palcem, jego okrągła, wygolona doszczętnie twarz miała wyraz wesołej przekory.
Ale nie było śladu wesołości ni przekory, gdy teraz przyglądał się panu Verlokowi. Zagłębiony w wielkim fotelu, z założonymi kwadratowo łokciami, z jedną nogą założoną na kolanie, z twarzą gładką i różową, miał minę przedwcześnie rozwiniętego, zuchwałego dziecka, które nie pozwoli nikomu nad sobą przewodzić.
— Przypuszczam, że pan rozumiesz po francusku? — spytał?
Pan Verlok chrapliwym głosem odpowiedział twierdząco. Jego potężny tułów pochylił się lekko ku przodowi. Stał na dywanie w samym środku pokoju, ściskając laskę i kapelusz w jednej ręce, a drugą trzymał bezwładnie opuszczoną; wybąknął z głębin gardła, że służył niegdyś we francuskiej artyleryi. A pan Włodzimierz, wzgardliwie i zdradziecko, zmienił nagle język i zaczął przema-