Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 029.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nadzorem pana Włodzimierza postanowił nie prezentować listu.
— Ba! — zaczął pan Włodzimierz. — I pan myślisz w taki sposób wykręcać się z zadania? Nie masz nawet powierzchowności odpowiedniej do swego zawodu, Pan — w roli zagłodzonego proletaryusza? — Żarty! Pan — w roli zajadłego socyalisty, czy anarchisty — jakże tam?
— Anarchisty — podpowiedział martwym głosem pan Verlok.
— Bagatela! — mówił pan Włodzimierz, nie podnosząc głosu. — Twój widok zadziwił nawet starego Wurmta… Nie wyprowadziłbyś w pole nawet idyoty… Jesteś poprostu niemożliwy… Więc zrobiłeś z nami znajomość, z okazyj tych armat francuskich? I pozwoliłeś się przyłapać. Musiała to być wielka nieprzyjemność dla naszego rządu. Nie wydajesz mi się bardzo sprytny…
Pan Verlok usiłował się usprawiedliwić.
— Jak już miałem zaszczyt wspomnieć, nieszczęsne uczucie dla niegodnej…
Pan Włodzimierz podniósł dużą, białą, pulchną rękę.
— Ach! tak… Nieszczęśliwa miłość… błąd młodości… Ona wzięła pieniądze, a w zamian sprzedała cię policyi… Co?
Boleściwy wyraz twarzy pana Verloka, chwilowe zgarbienie całej postawy, potwierdziły, że takie właśnie okoliczności towarzyszyły opłakanemu zdarzeniu. Pan Włodzimierz objął dłonią kostkę nogi założonej na kolanie. Skarpetki miał ciemnoniebieskie, jedwabne.