Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łecznego przewrotu. Uważał siebie za dyplomatę, przeznaczonego z łaski losów na specyalne stanowisko obrońcy dyplomacyi od grożącej jej zagłady, a nawet końca całego świata w ogólnym, strasznym wybuchu ludowej rewolucyi. Jego proroctwa i biadające depesze stanowiły przez długie lata źródło uciechy dla ministeryum spraw zagranicznych. Opowiadano, że kiedy leżącego na śmiertelnem łożu, odwiedził monarcha, umierający zawołał:
— Nieszczęsna Europo! Zginiesz skutkiem moralnej zgnilizny swych dzieci!
Był to człowiek, przeznaczony na to, by stać się pastwą pierwszego lepszego, sprytnego oszusta, któryby się z nim zetknął — myślał pan Włodzimierz, przyglądając się z uśmiechem panu Verlokowi.
— Powinieneś czcić pamięć barona Stott-Wartenheima — odezwał się niespodziewanie.
Na schylonej twarzy agenta odbił się wyraz ponurego niezadowolenia.
— Niech mi wolno będzie przypomnieć — zaczął — że przyszedłem tu na rozkaz, przesłany mi listownie. W ciągu ostatnich lat jedenastu, byłem tu tylko dwa razy, ale nigdy o jedenastej rano. Wzywanie mnie o tej porze jest nieostrożnością. Może mnie kto zobaczyć… A to nie żarty dla mnie.
Pan Włodzimierz wzruszył ramionami.
— Toby położyło koniec mojej działalności — mówił dalej agent z tłumionym uniesieniem.
— To już twoja rzecz! — mruknął pan Włodzimierz, niby łagodnie, a brutalnie. — Jeżeli przestaniesz być użyteczny, stracisz zajęcie. Tak! Odrazu. Bez żadnego gadania. Zostaniesz… zostaniesz…