Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciele zabrali się do roboty. Wezwałem cię tu, by ci wyłożyć swoje poglądy.
I pan Włodzimierz zaczął rozwijać swoje poglądy, wzgardliwie zstępując z wyżyn, a jednocześnie zdradzając zupełną nieznajomość celów, planów i metod działania świata rewolucyonistów, co przejęło pana Verloka głębokiem przerażeniem. Pan Włodzimierz plątał przyczyny ze skutkami, w sposób nie do przebaczenia; najwybitniejszych działaczów, z bezmyślnymi bombiarzami; dopatrywał się organizacyi tam, gdzie nie mogło być mowy o jej istnieniu; raz wyrażał się o partyi socyalno-rewolucyjnej, jako o doskonale zorganizowanej karnej armii, gdzie rozkaz wodzów jest jedynem prawem, a po chwili, określał ją jako bezładne zbiorowisko zrozpanoszonych bandytów. Raz jeden pan Verlok otworzył usta, chcąc zaprotestować, lecz nakazano mu milczenie, ruchem kształtnej, białej ręki. A potem był już tak oszołomiony, że nie mógłby nawet protestować. Słuchał, skamieniały z przerażenia, a jego nieruchomość mogła się wydawać uważnem skupieniem.
— Cały szereg zamachów — dowodził spokojnie pan Włodzimierz — wykonanych w tym kraju, nie uplanowanych ale tu spełnionych, — oto czego nam potrzeba! Twoi przyjaciele mogliby wzniecić pożar w połowie Europy, tutejsza opinia jeszcze nie dałaby się skłonić do wydania praw represyjnych względem przestępców. Bo tutejsi ludzie nie wyglądają po za własne podwórko…
Pan Verlok odchrząknął, ale zabrakło mu odwagi, i nie powiedział nic.