Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dyolańskiej konferencyi? Bo Anglia — to kraj zupełnie głupi!
— Ale to będzie dużo kosztowało — zauważył instynktownie pan Verlok.
— Ten pocisk nie trafi do celu — odparł pan Włodzimierz. Dostaniesz swoją płacę miesięczną, ale ani grosza więcej, dopóki coś się nie stanie. A jeżeli nie stanie się nic w krótkim przeciągu czasu — nie dostaniesz nawet pensyi. Czem się pozornie zajmujesz? Z czego rzekomo żyjesz?
— Mam sklep — objaśnił pan Verlok.
— Sklep? Jakiego rodzaju?
— Materyały piśmienne, dzienniki… Moja żona…
— Kto?! Co?! — przerwał pan Włodzimierz z gardłowym, czysto azyatyckim dźwiękiem.
— Moja żona — powtórzył pan Verlok, podnosząc trochę chrapliwy głos. — Jestem żonaty…
— Niech cię dyabli porwą! — wykrzyknął sekretarz z nieudanem zadziwieniem. — Żonaty! I przytem zdeklarowany anarchista? Co za niepojęta mieszanina. Ale zapewne mówisz to tak sobie, dla pozoru… Anarchiści nie żenią się. To wiadomo — nie mogą się żenić. Uważałoby się to za odstępstwo od przekonań.
— Moja żona nie jest anarchistką — mruknął niechętnie agent. — Zresztą, to pana nie powinno obchodzić.
— Przeciwnie, obchodzi mnie! — warknął pan Włodzimierz. — Zaczynam nabierać przekonania, że nie jesteś odpowiedni do roboty, do której cię użyto. Twoje małżeństwo musiało cię skompromitować w oczach towarzyszów. Czy nie mogłeś się