Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

męża, moja droga — mawiała teraz do córki — nie wiem coby się było stało z tym biedakiem…
Pan Verlok tyle zwracał uwagi na chłopca, ile mąż, nie mający szczególnego zamiłowania do zwierząt, uważa na ulubionego kota swej żony. Obie kobiety rozumiały, że więcej żądać niepodobna. Wystarczało to, by w sercu starej matki wzbudzić pełną uszanowania wdzięczność dla zięcia. W początkach, usposobiona niedowierzająco, skutkiem długiego życia zapytywała nieraz córkę:
— Czy ci się nie zdaje, moja droga, że panu Verlokowi może sprzykrzyć się chłopiec?
Winifreda przeczyła temu lekkim ruchem głowy. Raz tylko odpowiedziała z posępnem uniesieniem:
— Musiałabym ja przedtem mu się sprzykrzyć!
Potem nastąpiło długie milczenie. Matka, siedząc z nogami, opartemi na stołeczku, usiłowała zrozumieć właściwie znaczenie tych słów zagadkowych. Bo nigdy nie mogła zrozumieć, co właściwie skłoniło Winifredę do zaślubienia pana Verloka. Było to bardzo rozsądne i wyszło jej na dobre, ale dziewczyna mogła się spodziewać męża w odpowiedniejszym wieku. Trafiał się jej porządny, młody chłopiec, jedyny syn rzeźnika z sąsiedniej ulicy, pomagający ojcu w handlu, a Winnie chodziła z nim na przechadzki z widocznem upodobaniem. Młodzieniec zależał od ojca, to prawda: ale interes szedł dobrze i widoki na przyszłość miał świetne. Zapraszał dziewczynę do teatru wiele razy. I właśnie, kiedy matka zaczynała obawiać się, że dojdzie do