Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tłuszczu, pokrywającego ciało apostoła. Wyszedł on niedawno z doskonale pod względem hygienicznym utrzymywanego więzienia, okrągły jak beczka, z olbrzymim brzuchem i tłustemi policzkami, o bladej przezroczystej cerze, jak gdyby stróże znieważonego społeczeństwa uwzięli się przez lat piętnaście nadziewać go tuczącem pożywieniem w wilgotnej i ciemnej celi. I od tej pory nie mógł dojść do zmniejszenia swej wagi, choćby o jedną uncyę.
Mówiono, że przez ostatnie trzy sezony jakaś bardzo bogata stara dama wysyłała go na kuracyę do Marienbadu — gdzie miał raz ukoronowaną głową jednego z państw budzić zaciekawienie publiczności, ale wtedy właśnie policya nakazała mu opuścić Marienbad w ciągu doby. Jego męczeństwo zostało uwieńczone zakazem przystępu do uzdrawiających źródeł. Teraz był już zrezygnowany…
Oparty na grzbiecie krzesła łokciem, w którym nie było śladów stawu, pochylił się na krótkich, grubych lędźwiach i splunął w ogień.
— Tak! miałem czas rozmyślać o różnych rzeczach — dodał z prostotą. — Społeczeństwo dało mi dużo czasu do rozmyślań.
Z drugiej strony kominka, w fotelu obitym włosienicą, na którym zwykle siadywała matka pani Verlokowej, uśmiechnął się posępnie, wykrzywiając bezzębne usta, Karol Jundt. Terorysta — jak się sam mianował — stary był, łysy, z białą kozią bródką, zwieszającą się z podbródka. W zagasłych oczach przebijał wyraz tajonej złośliwości. Gdy z trudnością dźwignął się z siedzenia, wyciągając chudą rę-