Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 059.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ani praw, rządzących światem, ani żadnej zgoła pewności, a tę kształcącą propagandę niech wszyscy djabli porwą! Nie o to idzie co ludzie wiedzą, choćby wiedzieli najdokładniej. Idzie nam tylko o to, co masy czują. Bez uczucia i zapału niema roboty.
Umilkł, a po chwili dodał skromnie i stanowczo:
— Mówię do ciebie teraz, ze stanowiska naukowego… naukowego… a cóż ty na to, Verlok?
— Nic! — warknął z sofy pan Verlok, podrażniony nienawistnym wyrazem, na którego dźwięk szepnął przez zaciśnięte zęby:
— Niech go!…
Z kolei dał się słyszeć jadowity bełkot bezzębnego terorysty.
— A czy wiecie jak jabym nazwał obecne warunki ekonomiczne? Nazwałbym je ludożerstwem. Tak! Bo ludzie zaspokajają swą chciwość drgającem ciałem i gorącą krwią innych ludzi — nic innego!…
Stevie, usłyszawszy te przerażające słowa, przełknął głośno ślinę jakby to była trucizna, osunął się bezwładny, w siedzącej postawie, na stopnie kuchennych schodów.
Michelis, zdawało się, że nic nie słyszał. Usta miał zacięte, a na otyłej twarzy nie drgnął żaden muskuł. Mętnemi oczyma oglądał się za kapeluszem i włożył go na głowę. Jego krótkie, tłuste ciało przepłynęło między krzesłami pod ostrym łokciem Karola Jundta. Stary terorysta podniósł niepewną, podobną do ptasich szponów rękę i wsadził na głowę, czarny, pilśniowy kapelusz o szerokich skrzydłach, które rzuciły cień na jego twarz zapadłą,