Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 075.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żaden policyant na to się nie odważy... Kto chce mieć do czynienia z takim, jak ja człowiekiem, musi być zdecydowany na wielkie, proste nie przynoszące sławy bohaterstwo.
Znowu sine wargi zacięły się z wyrazem zadowolenia i pychy. Ossipon powstrzymał ruch zniecierpliwienia.
— Albo poprostu nic nie wiedzieć — odciął, się. — Mogą znaleźć takiego, który nie będzie wiedział, że macie zawsze przy sobie dość materyału, żeby wysadzić w powietrze wszystko i wszystkich w promieniu sześćdziesięciu jardów.
— Nie tak to łatwo zrobić, jak się zdaje — bronił się tamten.
— Ba! — upierał się Ossipin. — Nie rachujcie na to zbytecznie. A może sześciu ludzi rzucić się na was z tyłu, na ulicy? Gdyby wam przycisnęli ręce do żeber, cóżbyście mogli wtedy zrobić?
— Mógłbym. Gdy wychodzę, trzymam zawsze rękę na gumowej piłce w kieszeni od spodni. Naciśnięcie tej piłki działa na materyę wybuchową, zamkniętą we flaszce, którą mam w kieszeni, pneumatyczne działanie rurki, która...
Nagłym ruchem odsłonił Ossiponowi rurkę gumową, podobną do robaka, wychodzącą mu z pod pachy, a drugim końcem wpuszczoną do kieszeni na piersiach. Ubranie jego nieokreślonej, brunatnej barwy, było wytarte, poplamione, zakurzone w załamaniach, z postrzępionemi dziurkami od guzików.
— Przyrząd wybuchowy jest napół mechaniczny, napół chemiczny — objaśnił łaskawie.