Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 077.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ossipon wyobraził sobie tę oświetloną jasno salę, zamienioną w straszną, czarną jamę, wyrzucającą z gardzieli duszące gazy, ze szczątkami pogruchotanych cegieł i zmiażdżonych ciał ludzkich. Ten obraz śmierci i zniszczenia, przedstawił mu się tak wyraźnie, że wzdrygnął się poraz drugi. Towarzysz patrzył na niego z miną spokojnego zadowolenia.
— W ostatecznej chwili jedynym środkiem ratunku jest nasz charakter. A niewielu jest na świecie ludzi z charakterem tak silnym, jak mój. Najskuteczniej tu działa przeświadczenie, jakie mają o mnie ci ludzie, że w danym razie posłużyłbym się moją bronią. Takie mają przekonanie. I to mnie zabezpiecza.
— A jednak między nimi są także ludzie z charakterem — mruknął Ossipon.
— Być może. Ale na mnie nie robią oni wrażenia. Bo są odemnie niżsi. I nie może być inaczej. Bo ich charakter opiera się na podstawie konwencyonalnej moralności. Wspiera się na społecznym porządku. A mój charakter nie ma żadnych sztucznych podstaw. Oni rachują na życie a ja rachuję na śmierć, która nie ma hamulca i z którą niepodobna walczyć. Stąd moja wyższość.
— Słyszałem niedawno toż samo od Karola Jundta — odparł Ossipon, śledząc zimny połysk okrągłych okularów.
— Karol Jundt! — bąknął wzgardliwie właściciel okularów. — Delegat międzynarodowego Czerwonego Komitetu... Jest was trzech delegatów, prawda? Nie będę mówił o pozostałych dwóch, ponienieważ jednym z nich jesteście wy, ale, to co mó-