Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kraju... W obecnych okolicznościach to poprostu zbrodnia.
Mały człowieczek podniósł w górę gęste, ciemne brwi zimno i wzgardliwie.
— Zbrodnia! Co to takiego? Co to jest zbrodnia? Co chcecie przez to powiedzieć?
— Jakże mam się wyrażać? Muszę posługiwać się utartemi określeniami — odparł zniecierpliwiony Ossipon. — Znaczy to, że ta awantura może bardzo zaszkodzić naszemu położeniu w tym kraju. Czy to nie jest dla was zbrodnią? Pewny jestem, że w tych czasach musieliście dawać komuś swoje wyroby.
Ossipon wpatrywał się bacznie w towarzysza. Tamten z zimną krwią skinął głową.
— Daliście! — wybuchnął redaktor P. P. przytłumionym szeptem. — Nie! I naprawdę rozdajecie to tak na zażądanie, pierwszemu lepszemu głupcowi, który się zgłosi?
— Właśnie! Przeklęty porządek społeczny nie jest zbudowany z papieru i atramentu i nie wierzę, ażeby kombinacya papieru z atramentem, zdołała go kiedykolwiek obalić. Tak! Rozdawałbym moje materyały pełną garścią, każdemu mężczyźnie, kobiecie, dziecku — każdemu głupcowi, któremu się spodoba przyjść do mnie! Wiem co o tem sądzicie. Ale nie uznają żadnych rozporządzeń Czerwonego Komitetu. Mogą was stąd wypędzić, albo uwięzić, albo powiesić za tę sprawę — nic mnie to nie obchodzi. To, co spotyka nas indywidualnie, niema żadnej wagi.
Mówił spokojnie, bez uniesienia, prawie obo-