Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jętnie, a Ossipon, wzburzony do głębi, usiłował naśladować tę obojętność.
— Gdyby policya rozumiała swój interes, podziurawiłaby was, jak rzeszoto, rewolwerowemi kulami, albo skrępowała na ulicy, w biały dzień.
Człowieczek w okularach zaczął rozstrząsać tę możliwość, na swój właściwy, spokojny, zarozumiały sposób.
— Tak — potwierdził bez wahania — ale w takim razie, musieliby się liczyć z tutejszemi prawami...
Ossipow mrugnął.
— Wyobrażam sobie, coby się z wami stało, gdybyście zechcieli przenieść swoje laboratoryum da Ameryki. Oni tam nie krępują się względami prawa...
— Nie mam też zamiaru jechać tam i próbować. Po za tem, uwaga wasza jest słuszna — przyznał zaczepiony. — Oni tam mają więcej charakteru, i charakter ich jest nawskroś anarchiczny. Żyzny grunt dla nas, Ameryka — bardzo podatny grunt. Wielka Rzeczpospolita nosi w sobie pierwiastki rozkładowe... Anglia to jest dla nas niebezpieczna ze swojem idealnem pojęciem legalności. Umysł ludu spowinięty jest tu w mnóstwo porządnych skrupułów, a to przeszkadza w naszej robocie. Mówicie, że Anglia jest naszem schroniskiem? Tem gorzej! Kapua! Czy my potrzebujemy schroniska? Tu gadacie, drukujecie, spiskujecie i — nie robicie nic. Dobre to dla takich, jak Karol Jundt.
Wzruszył ramionami i dodał ze zwykłą stanowczością:
— Zniweczenie przesądów, wyrwanie z ko-