Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wtedy rzeczywiście, należałoby opłakiwać niepojęte szaleństwo Verloka.
— Solidaryzowanie się z najgwałtowniejszą formą działalności, a głupia lekkomyślność, to zupełnie odrębne rzeczy — wyrzekł posępnie i szorstko. — Nie wiem co przyszło do głowy Verlokowi. Jest tu jakaś tajemnica. W każdym razie — Verlok zginął. Możecie myśleć co się podoba, ale jednak w tych okolicznościach jedyną polityką dla rewolucyjnej partyi jest wyparcie się wszelkiego wspólnictwa z tym waszym przeklętym wybrykiem. Tylko niepokoi mnie, w jaki sposób dokonać tego przekonywająco.
Profesor, stojąc, już gotów do wyjścia, był zaledwie tego wzrostu, co siedzący Ossipon. Zwrócił okulary na jego twarz.
— Możecie zażądać od policyi świadectwa dobrego prowadzenia. Oni wiedzą, gdzie który z was nocował dzisiaj. Może — jeżeli zażądacie — zechcą ogłosić urzędowe zaświadczenie.
— Wiedzą oni niezawodnie, że nie braliśmy w tem udziału — mruknął z goryczą Ossipon. — Ale inna rzecz co powiedzą.
Siedział wciąż zamyślony, nie zwracając uwagi na małą, sowią postać, w wytartem odzieniu, stojącą obok niego.
— Muszę zaraz dotrzeć do Michelisa i skłonić go, żeby przemówił serdecznie na którem z naszych zebrań. Publiczność ma pewną sympatyę dla niego. Jego nazwisko jest znane. A ja mam stosunki z wielu reporterami — mówił prawie do siebie zadumany