Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

granatowy paltot z aksamitnym kołnierzem, miał na sobie — mówiła nam. To niezawodnie ten sam chłopiec, którego widziała. Nic już nie brakuje; jest kołnierz i wszystko. Zdaje mi się, ze nie zostawiłem tam nic, ani kawałka.
Wytresowane władze umysłowe inspektora przestały słyszeć głos policyanta. Inspektor zbliżył się do okna dla lepszego światła. Na jego twarzy odwróconej, widniało głębokie zainteresowanie, gdy oglądał zbliska ten trójkątny kawałek sukna. Oderwał go nagle i, wsunąwszy do kieszeni, rzucił aksamitny kołnierz napowrót na stół.
— Nakryjcie! — wydał krótki rozkaz posługaczom i, nie patrząc już na stół wyszedł śpiesznie, salutowany przez policyanta.
Zatopiony w myślach wsiadł do wagonu trzeciej klasy i pociąg uniósł go do miasta. Ten kawałek sukna był niesłychanie cenny i znalazca nie mógł obronić się pewnemu zdziwieniu na myśl, jak dziwnym trafem dostał się w jego posiadanie. Zdawało się, że samo Przeznaczenie wcisnęło w jego ręce, ten klucz od zagadki. I tak, jak zwykle przeciętni ludzie, którzy mają ambicyę panowania nad wypadkami, powziął nieufność do tak czysto przypadkowego i niezasłużonego powodzenia. Nie uważał już za pożądane ujawnienie osobistości tego, kto dziś rano unicestwił się tak doszczętnie. Ale nie był pewny, jakie będzie co do tego zdanie „Wydziału“. Bo „Wydział“ dla tych, którzy w nim służą, przedstawia się jako „osoba“ z własnemi zapatrywaniami, a nawet uprzedzeniami. „Wydział“ wie mniej, niż niektórzy jego podwładni. A nawet