Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wie, z pośpiechem, jak człowiek, któremu się śpieszy, bo zmarnował dużo czasu.
Anarchista odpowiedział słabym uśmiechem bladych warg.
— Dajcie lepiej temu pokój! — rzucił mu na zakończenie inspektor — Zawielu jest po naszej stronie... Obejrzyj się tylko naokoło...
Drwiący uśmiech zagasł na ustach profesora. To mrowie nieprzeliczone na ulicach zbudziło posępny gniew jego duszy. Ta myśl ścigała go zawsze, ta obawa trwożyła go w jego złowrogiej samotności...
Odszedł, uśmiechając się jeszcze, ale nie śmiał się długo. Smutny, nędzny człowieczyna wyszedł z wąskiego zaułka na hałaśliwą ulicę. Inspektor Heat patrzył za nim przez chwilę, skierował się w przeciwną stronę. A idąc wyciągniętym krokiem szepnął przez zęby: — Szaleniec!
W głównej kwaterze wpuszczono go natychmiast do gabinetu zwierzchnika, dyrektora Wydziału. Zastał go pochylonego, z piórem w ręku nad stołem, jakby się modlił do olbrzymiego kałamarza z bronzu i kryształu. Nie poruszając się, podniósł oczy, o powiekach ciemniejszych od twarzy i pokrytych zmarszczkami. Raporta już otrzymał: o każdym z anarchistów...
Powiedziawszy to, spuścił oczy, podpisał parę papierów i dopiero wtedy położył pióro i oparł się o krzesło, zwracając badawcze spojrzenie na swego słynnego podwładnego. Naczelny inspektor wytrzymał to spojrzenie z uszanowaniem, lecz pozostał nieprzenikniony.