Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

własnej niższości. Przywykła wyrażać bez ogródek swoje zdanie, i nie krępować się niczem w postępowaniu; a że jej takt wypływał z wrodzonej dobroci, organizm był silny, umysł pogodny i przyjacielski, trzy pokolenia zachwycały się nią szczerze, a ostatnie, jakie prawdopodobnie dano jej było oglądać — ogłosiło ją za kobietę nadzwyczajną. Inteligentna i obdarzona umysłem ciekawym, ale nie zajmująca się jak większość kobiet, pospolitemi towarzyskiemi sprawami, ściągała w swoje progi wszystko, co prawnie lub bezprawnie — wzniosło się nad martwy poziom przeciętności stanowiskiem, rozumem, śmiałością, powodzeniem lub nieszczęściem. Książęta krwi, artyści, uczeni, młodzi mężowie stanu, szarlatani różnego wieku i zawodów — wszyscy, którzy lekko, jak korki wyskakujące z szumem z butelki, wskazywali jej kierunek prądów danej chwili — przyjmowani byli gościnnie w jej domu, słuchani, studyowani, rozumiani i chwaleni. Mówiła ona zawsze, że lubi śledzić w którym kierunku idzie świat. Jej salon był prawdopodobnie jedynem miejscem na świecie, gdzie — po za gruntem urzędowym — dyrektor wydziału najważniejszych przestępstw mógł się spotkać z więźniem, uwolnionym warunkowo z więzienia. Kto wprowadził do tego domu Michelisa — dyrektor nie pamiętał. Przypuszczał, że zapewne jakiś członek parlamentu, starożytnego rodu, a nowożytnych pojęć, co stanowi ulubiony temat dowcipów pism humorystycznych. W tej świątyni starej, mądrej i ciekawej kobiety, niepodobna było przewidzieć kogo się zastanie za parawanem z błękitnej, spłowiałej materyi w złotych ramach, w za-