Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wolne ręce do działania, tamten umrze w więzieniu, zaduszony własnym tłuszczem, a ona... nigdy mi nie daruje...
Jego czarna, wysoka postać, z białą opaską kołnierzyka, pod srebrzystymi odblaskami na tyle krótko ostrzyżonej głowy, stała bez ruchu. Milczenie trwało tak długo, że inspektor Heat ośmielił się odchrząknąć. Wywołało to pożądany skutek. Zwierzchnik, wciąż odwrócony tyłem, zapytał:
— Czy pan łączysz Michelisa z tą sprawą?
Inspektor odrzekł stanowczo, lecz ostrożnie:
— Chyba nie brak nam dowodów przeciw niemu. W każdym razie, człowiek taki jak on nie powinien być na wolności.
— Musiałbyś pan jednak postarać się o — pozytywne dowody — szepnął z cicha dyrektor.
— Nietrudno o dowody przeciw niemu — odrzekł z cnotliwem zadowoleniem Heat. — Co do tego, może pan liczyć na mnie!...
Roześmiał się chełpliwie i powtórzył:
— Może pan na mnie liczyć.
Tego już było zawiele na wymuszony spokój, którym dyrektor od półtora roku pokrywał rozdrażnienie, jakie w nim budził cały system i podwładni w jego wydziale. Kto inny, mniej kanciasty, dopasowałby się do tego jak śruba po paru obrotach, z przyjemnem zadowoleniem, lecz dyrektor, usłyszawszy teraz śmieszek inspektora, odwrócił się od okna, jakby pod wpływem elektrycznego wstrząśnienia. I przez jedno mgnienie oka zobaczył na twarzy podwładnego, w jego okrągłych oczach, utkwionych w siebie, wyraz badawczej ciekawości,