Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczupłej dłoni, zaczynał rozglądać się w tej ciemnej sprawie, z rosnącem zajęciem. Poraz pierwszy od chwili objęcia swego stanowiska uczuł, że może za pobieraną pensyę dokonać jakiejś samodzielnej rzeczywistej pracy. A to uczucie sprawiało mu przyjemność.
— Przewrócę go na drugą stronę, jak rękawiczkę — myślał, wpatrując się ciągle w inspektora.
A głośno przemówił:
— Nie wątpię, że pan znasz się na rzeczy, ale...
Przerwał i zaczął zupełnie innym tonem:
— Co mianowicie możesz pan powiedzieć przeciw Michelisowi? Oprócz tego, że dwaj podejrzani ludzie wsiedli na stacyi, w pobliżu miejsca jego pobytu?
— To samo już wystarcza, gdy wchodzi w grę taki człowiek — odrzekł inspektor, odzyskawszy zupełnie równowagę.
W gruncie był on dobrym człowiekiem, przyzwyczajonym do zaufania, okazywanego mu przez zwierzchników, dla których był zawsze przyjaźnie usposobiony. Trzech już pamiętał na tem stanowisku. Z pierwszymi dwoma poszło mu łatwo: prowadził ich na jedwabnej nitce. Ten trzeci, dla całego wydziału od początku przedstawiał się zagadkowo i dziś, po upływie półtora roku, pozostał wciąż zagadką. Ale inspektor uważał, że pomimo dziwacznych pozorów, jest on nieszkodliwy. Słuchał jego słów z pozornem uszanowaniem, w głębi zaś serca z dobrodusznem pobłażaniem.
— Michelis zameldował się przed wyjazdem na wieś?