Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 121.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niedlatego, żeby Heat miał się go obawiać, nie wątpił, że kiedyś dostanie go w swoje ręce. Ale jeszcze nie w tej chwili, teraz nie była jeszcze na to pora, dla wielu przyczyn osobistych i publicznych. I dlatego inspektor Heat uważał, że dogodniej i słuszniej odwrócić tę sprawę z zagadkowego i niedogodnego koryta w inną stronę, w kierunku spokojnego i cichego Michelisa. Powtórzył zwolna, zastanawiając się nad każdem słowem:
— Bomba... Nie mogę twierdzić stanowczo. Może nigdy nie uda nam się wyświetlić tej sprawy. Ale to jest jasne, że Michelis ma z tem pewien związek, który możemy wykryć bez trudu. — Dyrektor wydziału szepnął zcicha:
— I pan uważasz, że należy w tym kierunku rozpocząć badanie?
— Stanowczo. To rzecz konieczna.
Dyrektor szarpnął gwałtownie rękę, na której opierał opuszczoną głowę i zdawało się, sądząc z jego omdlewającej postawy, że ten ruch wytrąci go z równowagi. Ale wyprostował się tylko, a ręka uderzyła o biurko z tępym odgłosem.
— Chciałbym teraz dowiedzieć się co tę myśl wypłoszyło z pańskiej głowy aż do tej chwili?
— Co... ją... wypłoszyło? — powtórzył bardzo powoli inspektor.
— Tak. Dopóki tu nie przyszedłeś?
Inspektorowi zrobiło się gorąco. Nigdy jeszcze nie doświadczył podobnego uczucia.
— Jeżeli rozumie się — zaczął zastanawiając się za każdem słowem — jeżeli... są powody... nieznane mi... ażeby nie zaczepiać Michelisa... może...