Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 128.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dyrektor potakiwał lekkim ruchem głowy. Inspektor dodał jeszcze, że, o ile mu się zdaje, pan Verlok nie jest wtajemniczony w zamiary wybitnych członków międzynarodowej Rewolucyjnej Rady, ale to nie podlega wątpliwości, że cieszy się ich zaufaniem.
— Ilekroć mam powód posądzać, że się coś kluje — zakończył — zawsze mogę się od niego dowiedzieć czegoś, co ma wagę.
— Tym razem jednak zawiodłeś się pan — zrobił uwagę dyrektor.
— Nie podejrzewałem nic i o nic nie pytałem — odciął się inspektor. — On nie jest u nas w służbie. Nie bierze od nas pensyi.
— Tak! — szepnął dyrektor. — Jest szpiegiem na żołdzie obcego rządu. Nie moglibyśmy w żadnym razie zwierzać się przed nim... Czy mieszka tam gdzie sklep?
— Tam. I zdaje się, że mieszka z nim matka jego żony.
— Czy nad domem jest nadzór?
— O! nie. Toby nie miało celu. Tylko ci, którzy tam bywają, są śledzeni. Według mego zdania, on nic nie wie o tej sprawie.
— A czem sobie pan to tłomaczysz? — zagadnął dyrektor, wskazując głową na kawałek sukna, leżący przed nim na stole.
— To jest coś zupełnie niepojętego, panie dyrektorze. Nie tłomaczy tego nic. Przypuszczam jednak, że okaże się wkońcu, iż Michelis wie o tem najwięcej...
— Tak pan sądzisz?