Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jest zmęczony i — no! i w niekoniecznie słodkim humorze,
— Mój interes ma związek z wypadkiem w Greenwich.
— O! A on jest bardzo rozgoryczony na was. Ale jeżeli pan żądasz, pójdę i zapytam...
Przybrawszy zmienioną minę, sekretarz otworzył drzwi i wsunął się do gabinetu, śmiało, jak grzeczne, a pieszczone dziecko. Po chwili ukazał się na progu i skinieniem głowy wezwał dyrektora, który wszedł na wezwanie do obszernego pokoju i został sam na sam z wielkim mężem stanu.
Wyniosłego wzrostu i tęgiej budowy, z długą bladą twarzą, rozszerzoną u dołu podwójnym podbródkiem, okolonym rzadką, szpakowatą brodą, wielki mąż robił wrażenie człowieka potężnego. Z głowy, osadzonej na grubej szyi, patrzyły wyniośle oczy z podpuchniętemi dolnemi powiekami, a na bladej, dużej twarzy sterczał nos orli, napastniczy. Błyszczący cylinder i para zniszczonych rękawiczek, także ogromnych, leżały na końcu stołu.
Wielki mąż w obszernych, wygodnych butach, stał przed kominkiem i nie wyrzekł ani słowa na powitanie.
— Chciałbym wiedzieć, czy to początek nowej kampanii dynamitowej? — odezwał się odrazu, niskim, łagodnym głosem. — Nie wchodź pan tylko w szczegóły. Nie mam na to czasu.
Dyrektor, stojąc przed tą potężną, szorstką postacią, podobny był do wątłej, smukłej trzciny, szumiącej koło dębu.