Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas jego opowiadania, wskazówki na ciężkim, marmurowym zegarze, stojącym za plecami wielkiego męża, posunęły się o całe siedem minut. Dyrektor mówił, przedstawiając jasno i dokładnie wszystkie fakta, to jest szczegóły, tak, że zlewały się w doskonałą całość. Żaden szmer, żaden ruch nie przerwał mu mowy. Wielki mąż stał nieruchomy, jak posąg jednego z książęcych jego przodków, tylko odarty ze zbroi krzyżowca i obleczony w źle skrojony tużurek. Dyrektor zakończył nagle stanowczym wnioskiem, którego trafność i siła, przyjemnie zdziwiły sir Ethelreda.
— To, co jest na dnie tej sprawy, małoważnej pod wielu względami, jest niezwykłe i wymaga specyalnego postępowania.
Sir Ethelred przytaknął z głębokiem przekonaniem.
— Rozumie się! Ambasador obcego państwa wchodzi tu w grę! Co oni sobie myślą, ci ludzie, wprowadzający tu swoje metody? Turek postępowałby przyzwoiciej!
— Ale zapomina pan, sir Ethelredzie, że, ściśle mówiąc, nie wiemy nic pewnego... dotąd.
— Prawda! Ale jakbyś pan to nazwał? krótko...
— Bezczelną śmiałością, posuniętą do pewnego rodzaju dziecinnej naiwności.
— Ale nie możemy ich tłomaczyć naiwnością niegrzecznych dzieci — odrzekł wielki mąż, spuszczając oczy na dywan pod stopami dyrektora. — Muszą dostać porządnego klapsa za tę sprawkę... Jakież