Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapewne — odrzekł wielki mąż. — Prowadź pan sam dochodzenia; prowadź tak, jak ci się spodoba.
— Muszę wziąć się do tego bez straty czasu, zaraz dziś wieczorem — dodał dyrektor.
Sir Ethelred wsunął jedną rękę pod połę tużurka i podnosząc wysoko głowę, spojrzał na dyrektora badawczo:
— Będziemy dziś mieli posiedzenie do późnej nocy — wyrzekł. — Przyjdź pan do Izby z nowemi odkryciami. Powiem memu sekretarzowi. Wprowadzi pana do mego gabinetu...
Dyrektor zadziwił się i niezmiernie ucieszył.
— Przyniosę napewno wiadomość, jeżeli pan będzie miał czas...
— Nie będę miał czasu — przerwał dostojnik. — Ale pana przyjmę. I teraz nie mam czasu... Więc pan sam pójdziesz?
— Tak, sir Ethelredzie. Sądzę, że tak będzie najlepiej.
— Hm! Hm! A w jaki sposób... Czy zamierzasz się przebrać?
— Trochę. Zmienię naturalnie ubranie...
Wielki człowiek odwrócił powoli głowę i przez ramię rzucił ukośne spojrzenie na ciężki, marmurowy czasomierz, słabo i cicho tykoczący. Złote wskazówki skorzystały ze sposobności, i wykradły już dwadzieścia pięć minut...
Dyrektor, który ich nie mógł dojrzeć, zaniepokoił się. Ale dostojnik zwrócił ku niemu spokojne oblicze.