Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

częste, długie i głębokie, a odnosiły się do rzeczy ważniejszych, niż wydatak pięciu szylingów. Nie tylko ważniejszych, ale i trudniejszych do rozważania z filozoficzną pogodą.
Osiągnąwszy cel tajemniczych zabiegów, mężna staruszka wyznała wszystko przed córką. Dusza jej pełna była tryumfu, ale serce udręczone. Lękała się i podziwiała spokojny, doskonale nad sobą panujący charakter córki, której niezadowolenie objawiało się jedynie groźnem milczeniem. Ale poskromiła wewnętrzną trwogę i nie pozwoliła jej zamącić pozornej pogody, jaką nadawały jej czcigodnej postaci, potrójny podbródek, wspaniała tusza i bezwładne nogi.
Piorunujące wrażenie tej wiadomości było tak niespodziewane, że pani Verlokowa, usłyszawszy ją, wbrew zwyczajowi przerwała robotę. Oczyszczała wtedy z kurzu meble, stojące w pokoju za sklepem. Zwróciła głowę do matki.
— A dlaczego matka to zrobiła? — zawołała zgorszona i zadziwiona.
Wstrząśnienie musiało być silne, jeżeli ją wytrąciło ze zwyczaju przyjmowania obojętnie i bez pytań wszelkiego rodzaju zdarzeń, stanowiącego jej siłę i bezpieczeństwo.
— Czy matce było tu niedość dobrze?
Wyrwało się jej przypadkiem to zapytanie, ale zaraz odzyskała równowagę, zabierając się na nowo do okurzania mebli, gdy staruszka siedziała, dotknięta boleśnie, niema, w białym czepcu i matowej czarnej peruce.
Winnie skończyła okurzać krzesło, przesunęła