Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— I tego biednego chłopca chciałabym widywać co niedzielę. On przecież chętnie spędzi dzień ze starą matką...
Winnie zawołała:
— Chętnie? Spodziewam się. Temu biedakowi będzie strasznie smutno bez ciebie. Szkoda, że matka nie pomyślała o tem wcześniej...
Nie pomyślała o tem! Mężna staruszka połknęła gorzki wyrzut w milczeniu. Winnie po chwili odezwała się tonem zupełnie różnym od jej zwykłego tonu.
— Będę z nim miała z początku kłopot, bo będzie się niepokoił...
— Ale co bądź będzie, nie kłopocz tem męża, moja droga...
I w taki sposób omawiały rodzinne sprawy w tych zmienionych warunkach. Matka wyrażała pewne obawy. Czy Stevie potrafi sam przebyć tak daleką drogę? Winnie utrzymywała, że teraz jest on mniej „roztargniony“. Na to zgodziły się obie. O wiele mniej. Prawie nic. Ale matczyny niepokój objawił się na innym punkcie. Trzeba dwa razy zmieniać linię omnibusową i przejść pieszo małą przestrzeń od jednego do drugiego punktu. To wielka trudność! Staruszka zatroskała się bardzo. Winnie ciągle patrzyła przed siebie.
— Nie niepokój się matko. Musisz go widywać, rozumie się...
Staruszka otarła załzawione czy.
— Nie! Lepiej może się tego wyrzec. Nie będziesz miała czasu przyjeżdżać z nim razem, a gdyby zmylił drogę, a ktoś przemówił do niego ostro,