Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

two przejmował się słowami. I teraz słowa siostry zrobiły na nim wrażenie.
— Co? — zapytał. Nawet kiedy kto głodny? Niewolno?
— Nawet wtedy — odrzekła pani Verlokowa ze spokojem osoby, nie zastanawiającej się nad skomplikowaną kwestyą rozdziału dóbr ziemskich, i zajęta w tej chwili upatrywaniem omnibusu odpowiedniej barwy. Ale poco o tem mówić? Ty nie jesteś nigdy głodny...
Rzuciła szybkie, ukradkowe spojrzenie na chłopca, już prawie młodzieńca, osądziła, że jest miły, sympatyczny, tkliwy, mimo że trochę — ale tylko trochę — dziwny. Nie mogła nań patrzeć innemi oczyma, bo był on jedyną szczyptą namiętności w jej mdłem życiu: na nim skupiła się jej litość, współczucie, poświęcenie. Nie dodała nawet: „i nie będziesz nigdy głodny, dopóki ja żyję“. A mogła to śmiało powiedzieć, bo zrobiła wszystko co potrzeba, dla osiągnięcia tego celu. Pan Verlok był bardzo dobrym mężem. Winifreda nie przypuszczała, że ktokolwiek może nie lubić chłopca... Nagle zawołała:
— Prędko, Stevie! Zatrzymaj zielony omnibus! Stevie, przejęty ważnością polecenia, trzymając siostrę pod rękę, drugą, wolną, wzniósł w górę i skinął na nadjeżdżający omnibus.
W godzinę później pan Verlok podniósł oczy z nad dziennika, który czytał, a przynajmniej trzymał w ręku i przy szczękaniu dzwonka ujrzał wchodzącą żonę, a za nią brata. Widok żony sprawił mu przyjemność. Na szwagra nie zwrócił uwagi, tak dalece pochłaniały go czarne myśli, które w ostat-