Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżył się do kontuaru, lecz bez zbytniej poufałości.
— Mąż w domu? — zagadnął swobodnie.
— Nie. Wyszedł.
— Bardzo żałuję. Przyszedłem do niego, po pewne objaśnienie.
Mówił szczerą prawdę. Naczelny inspektor Heat wrócił już był do domu i zabierał się do włożenia pantofli, a tymczasem zastanawiał się z gniewem i oburzeniem nad niektórymi szczegółami dzisiejszych zdarzeń. Myśli te tak mu się stały niemiłe, że postanowił szukać ulgi po za domem. Nic nie stało na przeszkodzie przyjacielskim odwiedzinom u pana Verloka. Szedł tam w charakterze prywatnego człowieka. I tak dalece szanował ten charakter, że starał się usilnie unikać posterunków policyjnych w okolicach Brett-street. Doszedł tam, maszerując w sposób, który u każdego zbrodniarza zostałby uznany za wymykanie się. Kawałek sukna, zabranego w Greenwich, miał w kieszeni, nie miał bynajmniej zamiaru, popisywać się nim w czasie odwiedzin. Chciał tylko dowiedzieć się, co pan Verlok powie mu dobrowolnie. Spodziewał się, że wystarczy to do oskarżenia Michelisa. Nie zastawszy pana Verloka, doznał zawodu.
— Poczekałbym na niego, gdybym wiedział, że wróci niedługo — rzekł.
Pani Verlokowa nie odpowiedziała.
— Wiadomość, której potrzebuję, jest natury czysto osobistej — powtórzył. — Pani mnie rozumie? Może pani mogłaby mi powiedzieć gdzie mąż poszedł?