Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 056.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Verlokowa poprostu odwróciła twarz od prawej do lewej strony, na znak zaprzeczenia. Ciężkie, gnębiące milczenie zapanowało w sklepie. Inspektor stracił cierpliwość.
— Jest jeszcze jeden drobny szczegół — zaczął od niechcenia — o którym chciałbym się rozmówić z pani mężem. Wpadł nam w ręce... hm!... jak się zdaje... paltot... ukradziony...
Winifreda, mając tego wieczoru głowę, nabitą złodziejami, dotknęła lekko stanika.
— Nie ukradli nam żadnego paltota — odrzekła spokojnie.
— To dziwne! — mówił dalej inspektor. — Widzę tu w sklepie dużo wiecznotrwałego atramentu do znaczenia...
Wziął flaszeczkę i obejrzał pod światłem gazu, na środku sklepu.
— Czerwony, wszak prawda? — zauważył, stawiając flaszeczkę napowrót. — Jak właśnie wspomniałem, rzecz dziwna. Bo ten paltot miał przyszytą etykietę z adresem tego sklepu, wypisanym takim samym atramentem.
Pani Verlokowa z lekkim okrzykiem oparła się na kontuarze.
— Więc to paltot mojego brata!
— Gdzie jest pani brat? Czy mógłbym się z nim zobaczyć? — zapytał żywo inspektor.
Pani Verlokowa wsparła się mocniej na kontuarze...
— Nie. Niema go w domu. Ja sama napisałam ten adres.
— A gdzie brat jest teraz?