Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko! — wykrzyknął pan Verlok i znowu głosy przycichły.
A potem głośniej:
— Znałeś mnie pan oddawna i uważałeś także, że jestem pożyteczny. Pan wiesz, że zawsze byłem uczciwym człowiekiem. Tak! Uczciwym.
To odwołanie się do dawnej znajomości musiało być wielce nieprzyjemne inspektorowi.
Głos jego zabrzmiał groźnie:
— Nie licz tak bardzo na to, co ci było przyrzeczone. Gdybym był na twojem miejscu, uciekłbym. Nie zdaje mi się, żebyśmy wyprawili pogoń za tobą.
Pan Verlok zaśmiał się zcicha.
— Niezawodnie. Pan się spodziewasz, że kto inny postarałby się mnie pozbyć — prawda? Nie! Nie! Nie pozbędziecie się mnie. Byłem za długo uczciwym względem tych ludzi, ale teraz, wszystko musi wyjść na jaw...
— Możesz pan sobie ujawnić, co chcesz — odparł obojętnie inspektor. — Powiedz mi tylko jak się to wszystko stało?
— Szedłem w kierunku Chesterfield Walk, gdy usłyszałem huk — mówił pan Verlok. — Puściłem się wtedy pędem. Nie widziałem nikogo do końca George Street. Zdaje się, żem nikogo nie spotkał:
— Tak łatwo ci poszło! — zadziwił się inspektor. — Huk przestraszył cię, co?
— Tak, to było zaprędko — odrzekł posępnie chrapliwy głos pana Verloka.
Winifreda przycisnęła ucho do dziurki od klucza, wargi jej były sine, ręce zimne jak lód, a bla-