Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

uczuć. I teraz, milcząc — rozpamiętywała swe życie, wywoływała obrazy, włączone z nieszczęśliwą egzystencyą Steviego od lat najmłodszych. Widziała siebie, układającą do snu braciszka, przy świetle jedynej świecy, na najwyższem piętrze domu, którego parter roztaczał blaski jarzącego światła i wspaniałych szyb sklepowych, jak w zaczarowanym pałacu. Przypominała sobie, jak czesała włosy chłopczyny, jak ubierała go w fartuszek, ona — sama mała dziewczynka w fartuszku i jak pocieszała te drobną, prześladowaną istotkę, choć sama była niewiele od niej większa, lecz mniej prześladowana. I przemknęły jej wspomnienia odwróconych ciosów — (które nieraz spadały na jej własną główkę); i drzwi konwulsyjnie, choć na krótko, przytrzymywanych, przed rozłoszczonym człowiekiem; i szczypców kominkowych rzuconych raz, (niedaleko padły) co uciszyło na chwilę nawałnicę, niemem zadziwieniem, zanim padł piorun... A wszystko odegrywało się przy towarzyszeniu klątw człowieka, zranionego w swej dumie ojcowskiej tem, że spadła nań klątwa „syna, zaślinionego idyoty i córki dyablicy!“ Jej to nadano tę nazwę, przed dawnemi laty...
Teraz odezwały się te słowa w jej pamięci — a potem smętny cień umeblowanych pokojów na placu Belgrawii osunął się na jej barki. Przygnębiające wspomnienie niezliczonych tac ze śniadaniem, roznoszonych w górę i na dół, po schodach bez końca i nieustannego trudu zamiatania, okurzania, mycia, od suteren do strychu; kiedy niedołężna matka, suwając opuchniętemi nogami, goto-