Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Miał czas zrozumieć w całej pełni złowróżbne zjawisko i odczuć posmak śmierci, chwytającej go za gardło. Żona jego straciła zmysły — chce go zamordować!... Miał czas pomyśleć o obronie, o ucieczce za ciężki stół, gdzie krzesłem mógł powalić na ziemię morderczynią...
Ale zabrakło mu czasu do poruszenia ręką lub nogą. Nóż utkwił w jego sercu. I ugodził trafnie. W ten cios pani Verlokowa włożyła dziedzictwo odległych, nieznanych przodków — dzikość epoki jaskiniowej i niezrównoważoną nerwową wściekłość epoki alkoholików. Pan Verlok, tajny agent ambasady, osunął się na bok pod gwałtownością zadanego ciosu i skonał, nie drgnąwszy, nie dokończywszy wyrazów: „Co ro...“ wyszeptanych jako protest.
Pani Verlokowa wypuściła z ręki rękojeść noża i zdumiewające jej podobieństwo do brata znikło. Odetchnęła głęboko, pierwszy raz od tej chwili, gdy inspektor Heat podał jej oderwany od paltota Steviego szczątek sukna z wypisanym adresem. Oparła się na złożonych rękach o poręcz sofy. Wybrała tę wygodną postawę nie dla czuwania przy ciele pana Verloka, lub wpatrywania się w coś, lecz dla tego, że cały pokój wirował w koło niej tak, jakby stał na morskich falach, w czasie burzy. Winnie była oszołomiona, lecz spokojna. Odzyskała wolność zupełną: nie pragnęła nic i nic już nie miała do czynienia odkąd Stevie przestał potrzebować jej opieki. Nie myślała nic. Stała nieruchoma. Tak samo nieruchoma była śmiertelna powłoka pana Verloka na sofie. Gdyby nie to, że pani Verlokowa oddychała, nie byłoby między tem dwojgiem żadnej