Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śleć o wartości sklepu i pieniądzach, które pan Verlok zapewne miał w banku.
W głębi duszy był trochę zadziwiony tak łaskawem powodzeniem. Verlok był dobrym człowiekiem i o ile się zdaje, porządnym mężem. Ale towarzysz Ossipon nie myślał odpychać szczęścia przez wzgląd na umarłego. Stłumił odważnie współczucie dla towarzysza Verloka i mówił dalej:
— Nie mogłem tego utaić. Ale nie mogłem odgadnąć, że widzisz moją miłość. Trzymałaś mnie tak zdaleka...
— A czy mogłeś spodziewać się czego innego? — zawołała pani Verlokowa z uniesieniem. — Byłam uczciwą kobietą...
Urwała i dodała jakby do siebie, ze złowrogą urazą:
— Dopóki mnie nie zrobił tem, czem jestem...
— Godna byłaś lepszego losu — odrzekł Ossipon, sprzeniewierzając się pamięci towarzysza.
Pani Verlokowa przerwała mu z goryczą:
— Lepszego losu! Wydarł mi siedm lat życia...
— A zdawało się, że jesteś z nim szczęśliwa. I to mnie onieśmielało. Zdawało się, że go kochasz... Dziwiło mnie to i... byłem zazdrosny — dodał.
— Kochać go? — wybuchnęła Winnie z gniewem i wzgardą. — Kochać go? Byłam dla niego dobrą żoną... Bo jestem uczciwą kobietą. I ty myślałeś, że ja go kocham! Ty! Posłuchaj Tomie...
Dźwięk tego imienia przejął dumą towarzysza Ossipona. Bo właściwie na imię mu było Aleksander, a Tomem nazywali go najbliżsi przyjaciele. Było