Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ledwie parę pensów w kieszeni. My, rewolucyoniści, nie bywamy bogaci.
Miał jednak piętnaście szylingów przy sobie. Ale dodał zaraz przezornie:
— Czeka nas podróż i to najpilniejsza sprawa jutro rano.
Nie poruszyła się, nie odpowiedziała nic, a odwaga zaczęła opuszczać towarzysza Ossipona. Lecz nagle Winifreda dotknęła stanika.
— Ale ja mam — wyjąkała. — Mam pieniądze... Dosyć pieniędzy Tomie! Chodźmy stąd!
— Ile masz? — dodał, nie ruszając się z miejsca, bo był człowiek ostrożny.
— Mam pieniądze, mówię ci. Wszystkie pieniądze.
— Co to znaczy? Wszystkie oszczędności z banku, czy co? — dopytywał się niedowierzająco.
— Tak! Tak! — zawołała niespokojnie. Wszystko mam przy sobie.
— A jakimże sposobem zdążyłaś już to odebrać? — Zadziwił się.
— On mi oddał — szepnęła, zaczynając nagle drżeć.
Towarzysz Ossipon odłożył na bok zdumienie.
— Więc jeżeli tak, jesteśmy ocaleni.
Pochyliła się i oparła na jego piersiach. Przyjął ją chętnie. Miała pieniądze. Kapelusz przeszkadzał mu do wybuchów miłości, woalka także. Objawy tkliwości z jego strony były umiarkowane. Ona zaś przyjęła je bez oporu, obojętnie, jakby napół martwa. Uwolniła się z jego objęć bez trudu.
— Ocalisz mnie? Tomie! — rzekła, odsuwając